środa, 2 kwietnia 2014

Rozdział 4 „ … Pragnę cię odkąd wszedłeś do klasy …”

Perspektywa Alex.

Jechałam z Justinem do jego domu. Modliłam się by czasami policja nas nie zatrzymała. Obydwoje mieliśmy alkohol w żyłach.  Justin prowadził samochód powoli a ja wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Obserwowałam opustoszałe, ciemne ulicę.  Chciało mi się płakać, lecz żadna łza nie chciała wypłynąć z moich oczu.  Przypomniałam sobie chwilę spędzone z Conorem. Było mi z nim dobrze. Kochałam go a on mnie. Nie mam pojęcia, co zmieniło go a jednocześnie mnie. Oddaliliśmy się od siebie. Pamiętam jak mówiliśmy sobie, że zamieszamy kiedyś razem i stworzymy rodzinę. Głupie marzenia nastolatków!  Nagle samochód się zatrzymał a ja zorientowałam się, że jesteśmy na miejscu. Weszliśmy po woli wraz z Justinem do jego mieszkania. Mieszkanie Justina było przytulne. Chłopak od razu zaprowadził mnie do sypialni.
- Tam jest łazienka. Będę w salonie… - Oznajmił Justin i po chwili zniknął za drzwiami. Wzięłam jakieś szorty i koszulkę, po czym powędrowałam do łazienki. Wzięłam szybki odprężający prysznic i ubrałam się w czyste ciuchy. Wyszłam z zaparowanej łazienki i skierowałam się do salonu.  Justin leżał na sofie a w ręce trzymał puszkę piwa. Bez słowa podeszłam do niego. Ten, gdy mnie zobaczył podniósł się szybko i zrobił mi miejsce bym usiadła obok niego.  Usadowiłam się wygodnie obok Justina i wpatrywałam się w jakiś mecz w telewizji.
- Zimno ci? – Spytał chłopak widząc jak trzęsę się z zimna. Skinęłam tylko głową. Justin podniósł się z miejsca i zaniknął za drzwiami sypialni. Po chwili wrócił w ręce niosąc duży, puchaty koc.  Z powrotem usiadł obok mnie i okrył naszą dwójkę kocem.
- Dziękuje Justin…. – Wymamrotałam i położyłam głowę na jego ramieniu. Chłopak przyciągnął mnie do siebie bliżej i objął mnie w talii.
- Nie ma, za co! – Odpowiedział słodko się uśmiechając.
- Gdyby nie ty to on pewnie by mnie … - Mój głos w tamtej chwili się załamał. Czułam ciepłe łzy na swoich policzkach. Justin pociągnął mnie tak, że siedziałam na jego kolanach.
- Teraz jesteś już bezpieczna… Nikt cię nie skrzywdzi… nie pozwolę na to… - Justin pocieszał mnie a ja wtuliłam głowę w zagłębienie w jego szyi. Jego zapach mnie uspokajał. Dzięki temu chłopakowi, Conor odpływał z moich myśli.  Co jeżeli ja coś do Justina czuje? Odsunęłam się od chłopka tak by spojrzeć w jego brązowe tęczówki. 
- Pewnie jutro, nie będę tego pamiętać, … ale czuje, że muszę to zrobić… - Justin zmarszczył czoło nie wiedząc, o czym mówię. Bez uprzedzenia pochyliłam się nad nim i złączyłam nasze usta.  Chłopak odwzajemnił pocałunek a ja poczułam się jak w niebie. Jego wargi były tak miękkie i idealnie pasowały do moich. Poczułam jak język Justina lekko przesuwa się po mojej dolnej wardze. Rozchyliłam wargi a nasze języki spotkały się ze sobą.  Ręce Justina wędrowały po całym moim ciele.  Zaczynało robić się gorąco a ja nie chciałam tego przerywać. Chciałam Justina tu i teraz. Pragnęłam go.  Po woli z niewielką pomocą chłopka ściągnęłam z niego koszulkę. Chłopak wsunął swoje ręce pod mój tyłek i ostrożnie podniósł mnie do góry. Bez żadnych wątpliwości skierowaliśmy się do sypialni. Justin lekko położył mnie na łóżku a sam opadł na mnie.
- Alex, nie chcę byś czegoś żałowała… - Powiedział przerywając nasz namiętny pocałunek.
- Justin pragnę cię odkąd wszedłeś do naszej klasy… - Odpowiedziałam lekko się uśmiechając. Na twarzy chłopka wymalował się wielki uśmiech. Panowanie wpiłam się w jego usta. 

Perspektywa Justina.

Otworzyłem rano oczy i ujrzałem przepiękną Alex. Spała w moim łóżku okryta tylko białym materiałem. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie wczorajszej nocy.  Czułem się wspaniale nawet kac, który mnie męczył nie był w stanie zrujnować mi humoru.  Po woli i delikatnie wydostałem się z łóżka. Założyłem na siebie czyste bokserki i jakieś luźnie dresy, po czym skierowałem się do kuchni.
Napiłem się wody i usiadłem na zimnym blacie kuchennym.  W moich myślach jest TYLKO Alex. Nie liczy się nic innego.  Piłem sobie po woli wodę i myślałem o wczorajszej nocy, gdy nagle zadzwonił mój telefon.  Spojrzałem na wyświetlacz: Beau.
J: Hallo?
B: Cześć Justin. Chyba cię nie obudziłem? Dzwonie tylko spytać czy z moją siostrą wszystko okay…
J: Tak. Śpi jeszcze…
B: To dobrze. Odwieziesz ją potem, czy mam po nią wpaść?
J: Odwiozę. Nie martw się.
B: Mam prawo się martwić. Jestem jej starszym bratem.
J: Racja. Jak tam po imprezie?
B: Nawet nieźle. Wiesz nie pamiętam większej części imprezy, ale za to Kate wszystko mi opowiedziała.
J: Kate?
B: Taak. Nie wytłumaczalny sposób spała w moim łóżku przytulona do mnie.
J: Haha Gratuluje!
B: Bieber zamknij się!
J: Dobra już dobra… Widzimy się potem. Pozdrów Kate!
Rozłączyłem się i z uśmiechem na ustach zacząłem przygotowywać śniadanie. Kanapki i dobra kawa powinny być doskonałym posiłkiem. Gdy kończyłem szykowanie kapek usłyszałem kroki Alex. Odwróciłem się i zobaczyłem dziewczynę z zaspanymi oczami w progu.
- Cześć skarbie… Jak tam? – Spytałem układając kanapki na stole.  Ciekawe czy pamięta, co się stało, wczorajszej nocy?
- Nawet nieźle, ale lepiej bym się czuła gdym otworzyła oczy a ty byś był obok mnie. – Alex podeszła do mnie i owinęła swoje małe dłonie wokół mojej tali. 
- Pamiętasz wszystko? – Spytałem całując ją delikatnie w czubek głowy.
- Jasne. Takiej nocy nie da się zapomnieć… - Zaśmiała się i podniosła głowę by spojrzeć w moje oczy. Cieszyłem się, że jednak wszystko pamięta.  Nie mogłem wytrzymać jej spojrzenia i bez uprzedzenia wpiłem się w jej wargi.  Pocałunek doprowadziłby nas może do czegoś więcej, ale niestety zadzwonił mój telefon.
- Przepraszam na chwilkę… - Powiedziałem odrywając się od Alex i skierowałem się na balkon.
Gdy znalazłem się na nim odebrałem połączenie.
J: Hallo?
J: Siema Justin, tutaj Jacob.
J: Siema Stary… No, co tam?
J: Mam informację, co do tej dziewczyny.  Jest dziewczyną jakiegoś gościa w twojej szkole, mieszka tutaj, chodzi do tej samej szkoły, co ty i nawet ma tyle samo lat. Justin ta dziewczyna chodzi z Tobą do klasy! Nie wiem jeszcze jak ma na nazwisko albo na imię..
J: Okay. A kiedy się dowiesz?
J: Dzisiaj mamy małą robotę w banku. Powinienem się z tym uporać w tydzień.
J: TYDZIEŃ?! Nie możesz wcześniej. Chcę mieć już to z głowy!
J: Spokojnie. Mamy dużo roboty. Teraz jesteśmy po za miastem. Wracamy po południu.
J: Rozumiem. Daj mi znać gdy tylko coś znajdziesz! Trzymaj się!
Rozłączyłem się i ruszyłem z powrotem do środka. Wszedłem do kuchni gdzie Alex siedziała na blacie i właśnie pożerała uszykowane przeze mnie kanapki.
- Smakuje? – Spytałem podchodząc bliżej dziewczyny. Stanąłem między jej nogami a swoje ręce umiejscowiłem na jej biodrach.  Alex pokiwała głową w odpowiedzi i niespodziewanie pocałowała mnie w usta.
- Za co to? – Spytałem oblizując wargi.
- Za to , że dzięki Tobie zapomniałam o Evansie.
Po zjedzonym śniadaniu postanowiłem odwieźć Alex do domu.  Gdy tylko znaleźliśmy się pod nim ujrzeliśmy Jai’a sprzątającego podjazd. Zaparkowałem samochód i razem z Alex skierowaliśmy się do drzwi.
- Siema Jai! Jak tam samopoczucie? – Spytałem chłopka przechodząc z Alex obok niego.
- U mnie dobrze. Przecież wiecie, że mnie kac nie dosięga! Widzę, że u was też znakomicie!- Jai zaśmiał się i wskazał dłonią na nasze splecione razem ręce.
- Znakomicie to mało powiedziane… Dobra my spadamy do domu a ty tu sprzątaj! – Alex pociągnęła mnie za sobą do drzwi wejściowych. Gdy tylko przekroczyliśmy próg korytarza usłyszeliśmy śmiech Kate. Czyli jednak dziewczyna nie uciekła od Beau. Weszliśmy dalej w głąb domu i w końcu naszym oczom ukazała się roześmiana Kate siedząca przed telewizorem.
- Czeeść ! – Alex podbiegła do swojej przyjaciółki i od razu  zaczęły plotkować. Ja za to skierowałem się do kuchni gdzie siedział Luke i Beau. Popijali właśnie jakiś dziwnie wyglądający napój.
- Ooo… Siema Justin! – Krzyknął Beau kiedy zobaczył mnie w progu kuchni.
- Cześć chłopcy. Co tam słychać? – Usiadłem przy stole gdzie siedzieli chłopcy.  Luke wyglądał jakby pogryzł go pies. Miał na twarzy kilka małych zadrapań i lekko sine oko.
- Jak widzisz nie wyglądam najlepiej… - Luke położył głowę na stole i westchnął tylko.
- Trzeba było przystawiać się do laski Dava? – Spytał sarkastycznie Beau i wręczył mi szklankę dziwnie wyglądającego napoju.
- Co to? – Spytałem i wykrzywiłem twarz gdy poczułem jak pachnie ten napój.
- Lek na kaca… - Odparł Beau i na jednym tchu wypił całą szklankę tego paskudztwa.
- Nie potrzebuje tego … Jakoś dzisiaj nie męczy mnie kac. – Odpowiedziałem i uśmiechnąłem się na samo wspomnienie tego co zaszło w nocy.
- Moja siostra jest najlepszym lekarstwem… - Zaśmiał się Luke i poruszał śmiesznie brwiami.  Zacząłem się jąkać by jakoś wybrnąć z tego. Nie chciałem by pomyśleli, że uważam Alex za jakieś lekarstwo. Traktuje ją na poważnie i mam nadzieje, że coś poważniejszego  z tego wyniknie.
- Justin spokojnie! – Beau uciszył mnie cicho chichotając – Nie mamy nic przeciwko temu byś był z naszą siostrą. Pokazałeś , że zasługujesz na nią wczorajszego wieczoru.  Gdyby nie ty pewnie Evans by ją zgwałcił. -  Beau uśmiechnął się do mnie leniwie a dzięki jego słowom uświadomiłem sobie, że trafiłem na wspaniałą rodzinę i wspaniałą dziewczynę.  Gadaliśmy z chłopakami na różne tematy. Zaczynając od tego jak to Beau przespał się z Kate a kończąc na tym jak Jai przegrał zakład i musi teraz sprzątać.  Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałem na ekran i ujrzałem, że dzwoni do mnie Jacob. 
- Sorry chłopaki ale kumpel do mnie dzwoni.  – Przeprosiłem Beau i Luka po czym wyszedłem na taras.
Justin:  Hallo?!
Jacob: Stary mamy problem! Ktoś w nocy włamał się do naszego magazyny i go podpalił.
Justin: Jak to !
Jacob: Z Ojcem wyjechaliśmy wczoraj na wieczór. Paul wyjechał razem z nami a Tom miał zostać i wszystkiego pilnować. Jak się okazało Tom i reszta najebali się w trzy dupy w jakimś klubie a kiedy rano wrócili wszystko było spalone. Justin wszystko kurwa się zjarało. Komputery, cały sprzęt wszystko!
Justin: No nieźle… Gdzie jesteście? Zaraz tam będę!
Jacob: Jesteśmy w magazynie. Ojciec i Paul szukają czegoś co można uratować.
Justin: Dobra.. Wsiadam w samochód i jadę tam do was! Na razie!

Pożegnałem się krótki całusem z Moją Alex i ruszyłem do samochodu. Chciałem być w magazynie jak najszybciej. Kto to mógł zrobić? Sanches jest pewnie nie źle wkurwiony.
Zaparowałem mój samochód pod spalonym budynkiem. Sanches nie wezwał glin tak jak przypuszczałem. Chłopaki z gangu przeszukiwali pobliski las a Sanches, Jacob, Paul i Tom byli w środku. Szybko wbiegłem po schodach i skierowałem się do gabinetu Sanchesa.  Jacob próbował coś rozmontować w komputerze a Tom właśnie dostawał niezły opierdol za to wszystko.
- Justin! Nareszcie. Spójrz wszystko spalone a to wina tego skurczybyka! – Sanches kopnął Toma prosto w brzuch przez co chłopak zgiął się w pół i upadł na zwęgloną podłogę.
- Wiecie kto to mógł zrobić? – Spytałem i podszedłem do Jacoba, który najwyraźniej chciał jakoś spróbować uratować dane ze spalonych komputerów.
- To za pewne Torres .  Torres zauważył, że włamałem mu się na stare konto bankowe, które do tego  czas używa. Musi mieć jakieś wtyki w policji. Oni po prostu go chronią – Odezwał się tym razem Jacob. Sanches tylko pokiwał głową i położył kartkę spalonego papieru na biurku.  Podszedłem bliżej i zauważyłem na niej napis. 



Jest i rozdział 5 <3
Następny rozdział nie wiem kiedy się ukaże ponieważ teraz pracuje nad II częścią More Than This.
Postaram się dodać coś w święta. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz